Mapa Piekary.pl
Facebook Piekary.pl
Urząd MiastaMiastoZmagania z Letnią Nocą

Zmagania z Letnią Nocą

Dodano: 04.03.2015 Autor: Redaktor

Amelia Mikołajczyk została zwyciężczynią tegorocznego Dyktanda
Miejskiego w grupie uczniów szkół podstawowych. Uczennica Miejskiej
Szkoły Podstawowej nr 11 prawie bezbłędnie napisała tekst „Letnia noc”
przygotowany przez nauczyciela MSP 12 Mateusza Heinze.

Najlepsi uczniowie,
którzy wzięli udział w dyktandzie w Ośrodku Kultury Andaluzja odebrali
nagrody z rąk Prezydent Sławy Umińskiej- Duraj, która objęła patronatem
wydarzenie i ufundowała cenne upominki.
W
dyktandzie wzięło udział ponad pięćdziesięciu uczniów szkół
podstawowych z całego miasta. Najlepsze z ortografi okazały się
dziewczyny: drugą lokatę zajęła Natalia Rytel z MSP 12, trzecia była
Patrycja Kościańska z MSP 9, na czwartej pozycji ulokowała się
Aleksandra Smyła zaś piąte miejsce zdobyła Marta Puchacz również z MSP
13.
– Laureatom dzisiejszego konkursu serdecznie gratuluję, a tym, którym
się nie udało, życzę powodzenia za rok – powiedziała Prezydent Umińska-
Duraj.
Jutro dyktando napiszą uczniowie gimnazjów i szkół średnich. Życzymy powodzenia.
Poniżej prezentujemy tekst dyktanda, który pisali uczniowie szkół podstawowych.
Letnia noc
Zbliża się godzina tych, którzy nie umieją zasnąć. Kominy hut na
horyzoncie zdążyły się ułożyć w przeogromne kolumny i wydają się
przysłaniać cały widnokrąg. Złoty księżyc rozpoczyna swoją conocną
podróż przez nieboskłon, nad dachem chałupy puchacz zahuczał tak
groźnie, że nawet duża wataha psiaków schowała się w budach. Nic
dziwnego, że tchórzliwa żmijka czym prędzej wpełzła do swojej dziupli.
Jej gdzie serducho w końcu przestało bić jak młot pneumatyczny.
Żar letniego słońca wysuszył nie tylko skórę tutejszych
autochtonów, ale także dzikie chaszcze śródmiejskiego bajorka, trawy
opuszczonego parku, wszędobylski mech oraz liche liście pobliskich
drzew. Na szczęście upragniony chłód nocy w końcu triumfował nastała
ciemność, a na murach, oknach i parapetach swoją jazzową pieśń nieśmiało
zaintonował letni deszczyk. Po kilku dłuższych minutach chmura
rozhulała się tak, ze hej!. Ochlapała wszystkich, którzy mimo późnej
pory snuli się w blasku pomarańczowych neonów. Pewnie na co dzień
uchodzili za hardych huncwotów, ale tym razem musieli uznać wyższość
żywiołu. Całą hordą uciekali gdzie pieprz rośnie. Tylko sowa, jak rasowy
drapieżnik, czyhała w tym charakterystycznym tumulcie natury na swoją
ucztę.
Na ogół odważny i roztropny mysikrólik na myśl o dżdżystym
harmidrze lipcowego wieczorku zapomniał zupełnie o zasadach BHP i
opuścił najbezpieczniejszą dziuplę w całym wszechświecie. Przelatywał
radośnie między gałązkami, hałasując przy tym w niebogłosy. To
wzlatywał, to opadał, wykrzykując „Hura!”. Nie umknęło to uwadze sowy.
Mysikrólik uchodził wśród miejskich zwierzaków za potężnego spryciarza.
Ileż to razy staczał bój z ropuchą i wydzierał jej z ust przekąski?.
Wywodził w pole chytrość lisią, wprawiał w zakłopotanie krogulce i koty.
Nieraz stawał do bohaterskich zawodów z wężem, jaszczurką i jeżem. Tym
razem przedobrzył i w szaleńczej hecy na śmierć zapomniał o wrogu.
Dosłownie!

Udostępnij artykuł